poniedziałek, 6 czerwca 2016

Już (trzy tygodnie temu)!

Dzisiaj po raz pierwszy mogę usiąść (w miarę) spokojnie do komputera i napisać: JUŻ :) Wszystko tak szybko się działo i tak intensywnie. Nadal sie dzieje! Boję się jednak, że te ważne chwilki pouciekają, więc spróbuję zebrać wszystko w jednym poście.

NARODZINY
Urodziłeś się Tymku w niedzielę 15. maja 2016 roku o godzinie 22:40. Twoje przyjście na świat będę wspominać dobrze. Pierwsze zwiastuny poczułam w sobotę koło 23:00. Zadzwoniłam do położnej, ale ustaliłyśmy, że to jeszcze za wcześnie. Nie spałam całą noc, licząc czas pomiędzy skurczami, zmieniając pozycje. Rano nadal nic nie zapowiadało finału, więc nadal nie pojechaliśmy do szpitala. Spędziłam dzień w wannie, na spacerze, na piłce. Ale w domu. Dopiero koło 17:00, gdy miałąm regularne skurcze co 5 minut pojechaliśmy do szpitala. Od wtedy wszystko działo się szybko. O 18:30 byłam na Izbie Przyjęć, o 19:00 na KTG, potem czekaliśmy na salę porodową. O 20:00 dostalam znieczulenie, a o 22:40 tuliłam Cię do siebie. Przez cały czas był ze mną Twój Tata, dzięki któremu całe to doświadczenie miało dodatkowo pozytywny wymiar. Tata podawał mi wodę, trzymał mi głowę, gdy musiałam przeć, trzymał mnie za rękę i dodawał otuchy. Byliśmy wszyscy bardzo dzielni. Również Ciocia Monika (położna), która pierwsza Ciebie dotykała i się Tobą zajmowała sprawiła, że całe to doświadczenie było pozytywne. Kameralne. Dobre.

PIERWSZE GODZINY Z TOBĄ
Po paru godzinach wylądowaliśmy na przejściowej zbiorowej sali poporodowej, wraz z innymi piecioma mamami, ktore urodziły w tym samym czasie. Wszystkie noworodki i mamy sobie spały. Dopóki nie wjechaliśmy MY. Z orkiestrą. Byłam przerażona na początku, wiesz? Dlaczego inne noworodki śpią, a ja nie potrafię uspokoić swojego synka? Co mam zrobić? To była nerwowa noc. W końcu wyjęłam Cię z tego plastikowego wózeczka i wzięłam do siebie do łóżka. Spałeś blisko mnie i jakoś nam ta nocka minęła.

POBYT W SZPITALU
Trafiliśmy na mnóstwo życzliwych, kompetentnych osób, które bardzo nam pomogły. Nie umiałeś na początku ssać, nie mogłam Cię przystawić do piersi. Dzięki Pani Kindze podcięto Ci wędzidełko i już się przysysałeś. Trafiliśmy na oddział położniczy i tam mnóstwo kolejnych dobrych dusz podpowiadało mi, jak Cię karmić (nadal nie było to proste) i uspokajać. Towarzystwo w sali mieliśmy takie średnie, ale daliśmy radę. Twój tata spedzał z nami mnóstwo czasu i bardzo mi pomagał. Od początku się Tobą zajmował, czasem śmielej i lepiej niż ja. :) 

PIERWSZE DNI W DOMU
No cóż. Nie było bajkowo, Tymeczku. Twoje bardzo silne płucka, nasze zmęczenie, moja huśtawka hormonalna - to była mieszanka iście wybuchowa. Niepokoiło nas Twoje rozdrażnienie i bardzo silna potrzeba ssania. W desperacji zadzwoniłam do Cioci Moniki (położnej), z którą spotkaliśmy się następnego dnia. Okazało się Tymku, że mimo, że dosłownie 'wisisz' na mnie i jesz prawie 20 godzin na dobę, to... nie dojadasz. I za mało przybywasz na wadze. Kupiliśmy mleko modyfikowane, laktator i zaczęliśmy 'walkę' o to, by Cię odkarmić (w pierwszej kolejności) i efektywnie karmić piersą (nadal się staramy). Monika jak dobry duch czuwała nad nami, potem przekazując nas w ręce Pani Eli - doradcy laktacyjnej, z którą jesteśmy w kontakcie do teraz i nadal próbujemy przejść tylko na karmienie piersią. Jestem dobrej myśli. :)

TRZY TYGODNIE
To już trzy tygodnie jesteś z nami. A ja mam jednocześnie wrażenie, że minęły wieki oraz, że to wczoraj przywieźliśmy Cię do domu. Na razie wszystko skupia się na Tobie - dbamy o Ciebie najlepiej jak umiemy, karmię Cię tyle, ile potrzeba, dodatkowo dokarmiam Cię sondą po piersi (muszę za każdym razem niepostrzeżenie włożyć Ci do buzi małą rureczkę, a Ty coraz częściej to wyczuwasz i nieźle trzeba się nagimnastykować). Staramy się też dbać z Tatą o siebie nawzajem - żeby każde miało trochę czasu dla siebie samego i żebyśmy mieli chwili dla siebie wspólnie - to też dla nas ważne. Od dziś Tata wrócił do pracy, a my spedziliśmy dzień we dwoje. Całkiem udany. Zwłaszcza, że odkąd się przełamałam i podaliśmy Ci smoczek - możemy wychodzić na spacery 'jak ludzie', czyli nie płaczesz na dworze, a zasypiasz jak inne niemowlaczki :)

Mam nadzieję, że teraz uda mi się bardziej regularnie spisywać ten pamiętnik dla Ciebie.